Są tacy artyści, którzy samym swoim głosem, potrafią wywołać ciarki na moim ciele. Jeśli są złośliwi, to dodadzą jeszcze emocjonalne skrzypce, smutny fortepian czy zgrzytającą gitarę, co podwoi gęsią skórkę (i zamieni mnie w jedną wielką ciarkę). Co więcej, jeśli taka mieszanka odsłuchana jest przy zgaszonym świetle, wtedy wkraczamy w zupełnie inną czasoprzestrzeń. Czasoprzestrzeń, w której jesteśmy sam na sam z muzyką i nie przeszkadza nam fakt, że nie widać znaczka kierującego do wyjścia ewakuacyjnego. To wszystko zasponsorowała mi, pochodząca z Teksasu, - Sarah Jaffe.
Gitara akustyczna wpadła w ręce Sarah, gdy była nastolatką. Tworzyła wtedy swoje pierwsze, muzyczne eksperymenty, które ostatecznie przeobraziły się w dorodne utwory.
Na początek, piosenka o tytule, który skradł moje serce, czyli "A sucker for your marketing". Kolejny raz obrabowano mnie, gdy zobaczyłam wykonanie live (znaczy na YouTube, w rzeczywistości okazji jeszcze nie miałam). Równa perkusja, dużo basu, przyjemny fortepian, wykorzystanie skrzypiec na dwa sposoby - jako "bas", grany palcami, a nie smyczkiem (ok. 0:50) oraz w wersji naturalnej, gdzie ich brzmienie idealnie wpasowuje się do całości. To wszystko zwieńcza doskonały wokal, który przy wykonywaniu 'ooho' przypomina mi głos Florence Welch. Posłuchajcie i pooglądajcie sami.
Pierwszą piosenką Sarah jaką usłyszałam, było "Pretender" (jakby kogoś to zastanawiało, to tak, zawsze pamiętam jaką piosenkę, danego artysty, usłyszałam pierwszą). Ten kawałek ma cudownie mroczną melodię, dlatego zalecam go dorzucić do wieczornej playlisty.
Na zakończenie, smutno-piękna historia, zaśpiewana szepczącym głosem, ze skrzypiącym akustykiem w tle i refrenem pełnym emocji. Idę teraz zabłądzić w czasoprzestrzeni.
Kupiłaś mnie własnie *_____* Genialna jest ta laska, jestem zakochana!
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo! Jak już będziesz w USA to koniecznie wybierz się na jej koncert i zdobądź mi autograf!
Usuń