Chłopaki z Leicester zawsze mnie pozytywnie zaskakują, ale z 48:13 mam mały niedosyt. Single pokochałam od razu, mimo iż były dość specyficzne. Na płycie znajdują się trzy przerywniki - melodie trwające około 1 minuty. Pierwszy idealnie zapowiada następującą, za parę sekund, dawkę energii w postaci "Bumblebeee", pozostałe natomiast zamieniłabym jednak na dodatkowy utwór. Owszem, cała płyta zawiera kilka energetycznych kawałków, do reszty przyjemnie się kiwa nogą, ale nic poza tym. Kasabian mogę pochwalić za to, że piosenki trzymają poziom (oczywiście są wyjątki, jak choćby "Treat", które jakoś swą długością mnie irytuje, zdecydowanie wolę sam beat utworu). Ciekawy jest również kawałek "Bow", który z początku brzmi jakby był śpiewany przez zatkany nos, ale mimo to pozytywnie zaskakuje refrenem. Całą płytę dość przyjemnie się słucha, jednak losowe odsłuchiwanie kawałków już jakoś traci na uroku, przynajmniej ja mam takie wrażenie.
PS ogromny plus za okładkę!
Utwory warte uwagi: "Bumblebeee", "Eez-eh", "Bow"
Ocena: 6.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz