Godzina wyznań - od dobrego miesiąca, dzięki pewnym czynnikom, siedzę głównie z elektroniką w uszach. Ci co mnie znają, to wiedzą, że potrafię się wkręcić w jakiś gatunek i to tak na dłuższy czas. Tak miałam między innymi z dubstepem, który towarzyszył mi podczas zimowej sesji. Dziś postanowiłam podzielić się z Wami wybranymi smaczkami elektronicznymi (które mogą trącić lekkim housem). W końcu o tej muzyce za dużo powiedzieć nie mogę, bo albo się ją czuje albo nie. Teksty są raczej ubogie, ale przecież nie o tekst tutaj chodzi. Ach i jak wiecie lub nie, wybieram tylko jedną wersję/remix piosenki. Zaczynamy ;)
Booka Shade to chyba najsmaczniejsze frankfurterki jakie jadłam. Jeśli niemiecka scena muzyczna kojarzyła sie Wam wyłącznie z Tokio Hotel i Rammsteinem to Booka Shade stanowi ciekawą odskocznię.
Po Frankfurcie warto zahaczyć o Austrię, w końcu po sąsiedzku. Ladies and gentlemen, przed Wami Max Manie.
Jednym z moich fetyszy jest znajdywanie zespołów z zakątków świata jak np. Wyspy Owcze. Tym razem spełniło się jedno z moich małych muzycznych marzeń i dokopałam się aż do Kazachstanu! W prawdzie tylko 1/2 zespołu pochodzi z tego kraju, ale i tak uważam to za zwycięstwo. Wakacyjnie zagra teraz Maribou State.
Na zakończenie, przedstawiciel mojego ulubionego skandynawskiego kraju, czyli Danii. Trentemøller - DJ i producent muzyczny, zwłaszcza w kawałku "Moan" przypomina mi GusGus. Może dlatego zahipnotyzowałam się dosłownie w parę sekund. Tak, żałuję, że mnie nie ma na Audioriver Festival.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz