Bastille to stosunkowo młody zespół powstały w 2010 roku w Londynie. W świecie muzyki zaistniał m.in. dzięki kawałkom "Bad blood", "Pompeii" czy "Flaws". To co osobiście uwielbiam w Bastille to poczucie rytmu, które najlepiej można poczuć i usłyszeć w akustycznych wersjach piosenek. Utwory śpiewane acapella, gdzie jedynymi instrumentami są ręce i nogi, naprawdę robią wrażenie.
Listopad to dość napięty miesiąc jeśli chodzi o ilość organizowanych koncertów. Wiele zespołów rusza w trasy koncertowe w okresie jesiennym. Do tych zespołów należy między innymi londyńska formacja Bastille, która po raz pierwszy zawitała do Polski. Koncert odbył się w warszawskim klubie Stodoła, a ich występ supportował, również pochodzący z Anglii, zespół To Kill A King.
We wtorkowy wieczór scena niewątpliwie należała do panów. Zespół supportujący składa się z pięciu mężczyzn, a Bastille z czterech. Zapewne płeć piękna była zachwycona. Na początek występ To Kill A King. Gaśnie światło i staram się dosłyszeć pierwsze dźwięki, które z trudem przebijają się przez ogrom pisków pochodzących z pierwszych rzędów. Już po paru sekundach można zauważyć, że zarówno publiczność jak i To Kill A King jest w cudownych nastrojach. Tłum klaszcze (choć czasami gubi rytm) oraz śpiewa głośniej niż wokalista Ralph Pelleymouter, co sprawia, iż panowie na scenie nie przestają się uśmiechać. Moje pierwsze skojarzenie to "przypominają mi trochę Mumford & Sons", prawdopodobnie za sprawą gitary akustycznej towarzyszącej przez cały koncert. Panowie mi serca nie skradli, ale zdecydowanie udało im się przesłać pozytywną energię, która idealnie wpasowała się przed występem Bastille.
Koncert Bastille najlepiej opisuje tweet, który pojawił się na oficjalnym Twitterze zespołu:
Tonight's crowd in Warsaw was one of the loudest and jumpiest we've ever had. Thanks so much you lot - dziękuję.
Jak już wspomniałam wcześniej, Bastille bardzo cenię za akustyczne wykonania utworów, które tak naprawdę pokazują nam talent wokalny i nie tylko. Dlatego też od samego początku wiedziałam, że występ Bastille na pewno będzie fantastyczny. Tak też było. Londyńska formacja rozpoczęła koncert od swojego wielkiego przeboju "Bad blood". Trzeba przyznać, że niektóre piosenki nie posiadają jakiegoś skomplikowanego tekstu dlatego publiczność nie przestawała śpiewać, a dzięki łatwo wpadającej w ucho melodii, osoby pozbawione talentu wokalego mogły się wykazać wyklaskiwaniem rytmu. Do odważnych posunięć Dana (wokalista Bastille) należy wejście wśród publikę. Jego miejsce położenia można było określić dzięki kablowi od mikrofonu, który szybował nad publicznością. Zazwyczaj w takich sytuacjach następuje małe zamieszanie co sprawia, że widownia zaczyna się zagęszczać i tym sposobem przybliżyłam się o jakieś sześć rzędów w kierunku środka sceny. Bliżej znaczy cieplej, bliżej znaczy jeszcze większe szaleństwo. Wręcz idealne miejsce na encore. Właśnie podczas bisu został wykonany jeden z moich ulubionych coverów "Of the night", w trakcie którego ludzie przeistoczyli się w piłeczki pingpongowe co najlepiej ukazuje ten o to filmik Bastille "Of the night" / Stodoła 19.11.2013 (niestety jakość audio jest dość słaba).
Jako podsumowanie nasuwa mi się tylko jedno zdanie: Cudowna energia przez dwie godziny!
Zachęcam do obejrzenia paru zdjęć, które udało mi się zrobić.
To Kill A King
Bastille
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz